SocVortexAnalysis
While the theories deplete, an experience takes the role.
Saturday, May 05, 2012
Człowiek -->Człowiek
Budzę się rano, boli głowa. Myślę, o tym co było wczoraj, o tym że ucieczka od rzeczywistości tak naprawdę nie istnieje. Nie tędy droga. Problemy powinno się rozwiązywać, a nie omijać. Bo te, ominięte, kiedyś jeszcze przypomną o swoim istnieniu. Jednak, widzę,że nie potrafię. Gdybym miał odwagę wyjść z tego jebanego pokoju i pogadać. Ale przecież to nie po mojej stronie leży teraz piłeczka i nie widzę specjalnie winy po swojej stronie. Nie mam za co przepraszać. Nie mogę przepraszać, za stan swojego umysłu, za swoją osobowość, za jej negatywne cechy, za swoje przywary do wykonywania pewnych rzeczy, wreszcie do swojego czysto analitycznego, racjonalnego sposobu bycia. Nigdy nie byłem domyślny i nie potrafiłem wpadać na pewne pomysły samemu. Owszem, są sytuacje, że trzeba umieć. Przykład: Złożyć życzenia na urodziny, imieniny tudzież inne okazje, odwiedzić w szpitalu kogoś z rodziny, dać kwiaty w ramach wdzięczności, przeprosin itd. Ale jakby nie patrzeć, nie mam potencjału do ekstrakcji czyiś potrzeb z jego umysłu. Nie potrafię naglę wpaść, że ktoś chce herbaty, kawy czy też pójść gdzieś coś komuś pomóc zrobić. Przecież nigdy nie odmawiam pomocy, ale najpierw muszę wiedzieć, ktoś takiej pomocy oczekuje. Jeżeli według niektórych stwierdzenie "zaklej paczkę" oznacza "zaklej i idź na pocztę, wyślij paczkę" to równie dobrze "Dziękuje bardzo" może oznaczać "Huj Ci w dupę". Jeżeli, debilem jest ten kto nie umie od słów "zaklej paczkę" przejść do "zaklej paczkę i idź na pocztę", to imbecylem jest ten kto wydaje takie polecenie. Myślę, że to obrazowe porównania są stosunkowo dotkliwe, ale pokazują one istotę problemu. Problemu nie stanowi tutaj niezdarność, niedomyślność, tylko forma zwrócenia uwagi. Niech nawet "dziękuje bardzo" oznacza "huj Ci w dupę" i załóżmy, że mogłem się domyślić po co paczka jest pakowana, ale tego nie zrobiłem. Istota problemu pozostaje taka sama... forma zwrócenia uwagi. Inną kwestią jest fakt, że nie musiałem się tego domyślić... dalszych przygód, owej przykładowej paczki, może być wiele. Jej miejscem docelowym nie musiała być poczta. Dalsza analiza tego przypadku jest w zasadzie nie istotna, bo sprowadza się do tego kto co powiedział w reakcji łańcuchowej nerwów
Tych stu linijek o błahej sprawie nie byłoby gdyby komunikacja międzyludzka opierała się na kilku słowach więcej, a nie na domysłach i przypuszczeniach. Gdyby "idź na pocztę i wyślij" pokonało te maksymalnie 10cm z głowy na język, wszyscy oszczędzilibyśmy sobie nerwów i siedziałbym teraz w drugim pokoju.
Ludzie, uczmy się precyzyjnie wyrażać swoje myśli!
Friday, February 26, 2010
The Game
MĘŻCZYŹNI NIE BYLI WROGIEM,
TYLKO OFIARAMI PRZESTARZAŁEJ MISTYKI MĘSKOŚCI, PRZEZ KTÓRĄ
NIEPOTRZEBNIE POCZULI SIĘ NIEDOWARTOŚCIOWANI, KIEDY JUŻ
ZABRAKŁO NIEDŹWIEDZI
DO UPOLOWANIA.
BETTY FRIEDAN, ,The Feminine Mystiąue"
TYLKO OFIARAMI PRZESTARZAŁEJ MISTYKI MĘSKOŚCI, PRZEZ KTÓRĄ
NIEPOTRZEBNIE POCZULI SIĘ NIEDOWARTOŚCIOWANI, KIEDY JUŻ
ZABRAKŁO NIEDŹWIEDZI
DO UPOLOWANIA.
BETTY FRIEDAN, ,The Feminine Mystiąue"
Wednesday, May 13, 2009
Losowo v.3




Dziś pisałem maturkę z matmy. Jak się okazało, przyszły mnie odwiedzić i potrzymać mi towarzystwa dwie osoby. Przecież mogły siedzieć w domu i się uczyć samemu?! Jak widać coś w tym jest, dlatego ceni się ludzi, którzy często potrafią tak sami z siebie, z serca przyjść pogadać. Liczy się takie bezinteresowne zaangażowanie w znajomość, to że ktoś z sympatii dotrzyma ci towarzystwa. To chyba jest to!
Tuesday, May 12, 2009
Losowo v.2
(...) Moje bycie zamkniętym to rzecz dziwna. Wielu mnie postrzega raczej za extrowertyka. A raczej wygląda w ten sposób, że towarzystwo, którym się obracam powoduje ze tak moze sie wydawać. Jak juz wcześniej powiedziałem, z kolegami to jest tak, kiedy jestesmy w grupie to rozentuzjazmowane towarzystwo szuka różnych elementów do pewnego ubarwienia sytuacji i sprawienia zeby było fajniej ;0 To fajniej osiaga sie w rózny sposób... Siedzisz przy stoliku i opowiadasz jakalis historie... musisz uważać, żeby sie nie przejęzyczyć, nie mówić dwuznacznych rzeczy, nie używać zbyt trudnych słów, nie być zbyt wyniosłym ani romantycznym itp. Wszystkie te elementy są dobrymi punktami zaczepienia, żeby ci kolokwialnie mówiąc "dosrać", przez co pokazać swoją wyższość i wyróżnić się z towarzystwa- popisać, własnie wtedy jest fajniej. Znam wielu takich ludzi, którzy nigdy nic konstruktywnego nie wnosza do rozmów, tylko czekają na moment, az sie ktos pomyli... Wiec teraz, jeżeli przebywasz z ludzmi, ktorzy tylko czekaja na ten moment aby ci cos wynaleźć jak mowisz, po pierwsze, musisz być śmiały i zgrywać dobrego twardziela, umieć ripostować i to w odpowiednio cięty sposób albo mieć szereg argumentów w garści na poparcie swojej tezy. ALBO, z podkreśleniem, musisz byc konformistą, czyli po prostu lizać komuś dupę na lewo i prawo. Ponieważ, ja nie jestem specem od tego pierwszego, to muszę robić to drugie, a jednak często źle się z tym czuje, bo przeciez nie jestem sobą. Tak to mniej więcej wygląda w grupie, sam na sam można znacznie wiecej... to też jest pewnym wytłumaczeniem tego, dlaczego nie traktuje kumpli jak przyjaciół. Właśnie dlatego, ze nie są sobą kiedy być powinni, nie warto jest wyzbywać sie własnych wartości. Teraz pewnie wiekszość sie dziwi czemu tak pisze, a sam taki nie jestem? Proste, jezeli ja bede inny, a wiekszosc pozostanie jaka jest, to ja zostanę odrzucony, tłumacząc się, dostane od 10 osób szereg ripost albo po prostu nie chcąc gadać zaczną wzdychać i machną na mnie ręką. Następni zapytają w takim razie, dlaczego wybrałem sobie takie towarzystwo? Po pierwsze, nie jest to kwestia wyboru jak towaru w supermarkecie. Towarzystwo kształtuje sie od wielu lat, przeciez nie powiem kumplowi, ktorego znam 10 lat, ze juz się nie kolegujemy... nie jest to ani normalne zeby o tym mowic ani nie jest takie latwe. On zna przeciez innych moich znajomych, a ci znajomi innych znajomych... czyli wypada zerwac z cała ekipką. Po drugie, mam pewien swój styl życia, który wybrałem celowo. Jak powiedział jeden z moich znajomych, warto się uczyć, kształcić, ale nie można sie zatracić i zapomnieć o pięknie otaczającego świata ;) Dlatego chwytaj dzień, baw się i ciesz, a kiedy trzeba to pracuj. Zwykle z podkreśleniem na to pierwsze... ta "tyralnia" - szkoła sprawiła, że przestałem naprawdę się troszczyć o ocenki, przestałem być systematyczny, zacząłem patrzeć na świat inaczej. Kurwa, przecież nie byłem na grzybach od 3 lat! To właśnie daje mi takie a nie inne towarzystwo... Jestem zatem w głębi duszy inny niż na zewnątrz to widać, poza tym zawsze chyba byłem i pozostanę buntownikiem...c.d.n.
Monday, May 11, 2009
Losowo v.1
Mój blog jest dla mnie jak czuła kobieta. Otóż, jestem sam, byłem sam i prawdopodobnie będe sam. Mimo tego co napisałem w poprzednim poście to moja swoista introwertyczna osobowość nie pozwala mi na cokolwiek. Może to się wydawać trochę bardziej skomplikowane niż wygląda, ale jestem człowiekiem, który stara się trzymać emocje w sobie i zwykle nie ujawniać właściwej osobowości, to że mówie czasami, że mam "wyjebane" albo ze sie nie stresuje, jest właśnie odwrotnością tego co naprawdę czuje w danej chwili. Działam tak z dwóch powodów, albo nie chce po sobie poznać innym, że coś głęboko przeżywam albo staram się podbudowywać siebie samego. Taki już właśnie jestem, czasami fałszywy czasami konformistyczny, mówię ludziom to co chcą usłyszeć... Inaczej jest ze znajomymi, albo innymi słowy przyjaciółmi (nie ludzie nadużywać tego słowa, bo jest dla mnie równie abstrakcyjne jak miłość, raz człowiek jest przyjacielem innego dnia cie skrzywdzi, bądz raz para jest razem i mówia o miłości, mija pół roku i się nie nawidzą...), im zwykle mówię co chce, jednak nie ma ludzi czarnych i białych, nie ma także idealnych ludzi, którym mógłbym zaufać i powiedzieć wszystko. Cóż, ich reakcja jest zwykle uzależniona od towarzystwa w którym się znajdują i od ich zdolności do bycia poważnym. Reakcje mogą być różne, od nazwania cię infantylnym romantykiem po poważną chęć pomocy. Więć, czymże jest przyjaźń? Myslałem, że od dziewięciu lat się przyjaźnie, on jednak poświęca mi średnio około 3 minuty tygodniowo... bo dziewczyna (przy poprzedniej tez byl ten sam argument), ale nie o to chodzi, nie mam zamiaru nikomu podstawiać nogi. Widze jak jest, przyjmuje to z bólem, trudno, taka jest kolej rzeczy... A przecież przyjaciel to ktoś jak dla dziewczyny chłopak i dla chłopaka dziewczyna... w kwestii oczywiście uczucia leżącego w psychice człowieka, przywiązaniu itp. (nie fizyczności!) Twój przyjaciel to ktoś kto cie zawsze potraktuje poważnie, jak będzie potrzeba...A ponieważ nie znalazłem jeszcze nikogo takiego wiec niewidzę także oparcia w znajomych. Sprawa podobnie wygląda w odniesieniu do rodziny, jest to zbyt poważna grupa, w której musisz stosować się do pewnych z góry ustalonych reguł panujących w domu, ponadto konflikt pokoleniowy, inne prorytety i brak zrozumienia nie pozwalają ci na zawiązanie poważnych rozmów, które często tyczą się twoich intymnych, prywatnych problemów... Łatwo zauważyć ze obie te "grupy społeczne" maja przeciwstawne cechy. Trzeba znaleźć złoty środek: coś między nimi, coś co zapewni ci trochę cech z jednej, a trochę z drugiej grupy. Tu jest własnie potrzebna druga połówka, ktoś kto zawsze na luzie, bez zasad, ale poważnie, a także nie poważnie, kiedy chcesz, z tobą porozmawia... Trudne, bo trzeba przejsc przez cały szereg konwenansów i idiotycznych form... nie można być bezpośrednim, ale trzeba wiedzieć co się chce i umieć to dyskretnie okazać. Ale ja przecież jestem zamknięty w sobie, dusze uczucia poprzez tą ciągłą niepewność i brak zaufania do kogokolwiek, poprzez obawę o niezrozumienie... Stwierdziłem ze najlepsza forma przekazu samego siebie jest to co tu pisze... Poza tym daje mi to wielką ulgę, łatwiej jest przecież zebrać myśli w jedną całość tu, niż wyrazić to werbalnie... c.d.n
Saturday, May 09, 2009
Filozofia Deizmu/ krytyka kościoła jako formy.
Zauważyłem, że coraz więcej ludzi z którymi mam styczność wyrażają sceptycyzm w kontekście kwestii religijnych. Może to zabrzmi nieprzyjemnie dla niektórych, ale są to osoby inteligentne. Mam na myśli i stawiam tezę, że osoby inteligentne, które potrafią myśleć samemu, które nie boją się wątpić i rozważać wszystkich kwestii, podawanych z góry, uznawanych powszechnie za aksjomatyczne, odrzucają prawdy głoszone przez kościół. Nie chciałbym oczywiście skrzywdzić osób, które jednak przyjmują pewne dogmaty kościoła. Każdy ma oczywiście prawo uznawać prawdy, które mu odpowiadają, ale jednocześnie każdy powinien umieć logicznie uzasadnić swoje przyjęte stanowisko. To właśnie jest cecha człowieka inteligentnego, że potrafi rozumowo wytłumaczyć dlaczego pewne poglądy są im przychylne, a inne nie. Analogicznym jest, że ja, jako deista, potrafię (mam taką nadzieję) w miarę elokwentnie przedstawić swoje poglądy. Chciałbym jednak zacząć od pewnego sprostowania, możecie mnie źle zrozumieć, dlatego chciałem podkreślić, że kwesta samego boga jako istoty metafizycznej leży w zakresie deizmu i podkreślam, deizm nie odrzuca boga! Deizm pozostawia boga jako pewne działanie ponadrozumowe, które stworzyło świat i pozostawiło go ludziom w celu dalszego nim gospodarowania. W deizmie raczej krytykujemy formę, która towarzyszy, otacza całokształt wiary w boga. Po pierwsze zastanawia mnie sama forma kościoła i pewne prawa, które zostały przez niego ustalone. Obalając je według kościoła jestem grzesznikiem, czego konsekwencją jest niemożność uzyskania życia po życiu. Kryterium uzyskania tej swoistej promocji nie zostało wymyślone, a powinno, przez "boga" czy jakieś nadziemskie siły, które wszak tam są, tylko przez człowieka, który jest istotą omylną. Zatem sens zostaje utracony w chwili gdy człowiek ustala sobie pewne prawa kwalifikujące do niebiańskiej przynależności. Po co więc podążać za czyimiś postulatami skoro można wyznaczyć sobie własne, które będą nam bardziej odpowiadać i będą łatwiejsze i bardziej spójne logicznie. Cóż, uważam że, trudno jest się komukolwiek sprzeczać w kwestiach etycznych, które prezentuje kościół... przecież najbardziej niepodważalną zasadą jest: "Żyć w taki sposób, aby swoim postępowaniem nie krzywdzić innych", nikt nie chce być krzywdzony i dlatego nikt krzywdził nie będzie. Jednak nie w tym rzecz, nie chodzi tu o etykę prezentowaną przez kościół, to kwestia bardzo pożyteczna. Zastawia mnie jednak dlaczego na tym nie "spocząć"? Dlaczego po prostu nie wiedzieć o tym i nie stosować i nie pozostawić tego na porządku dziennym. Czy trzeba się w jakiś sposób z tym afiszować? Dlaczego mam ciągle chodzić do kościoła i dlaczego mam wciąż pokazywać, że się stosuje... skoro widać to po mojej postawie w stosunku do ludzi? Na te pytania odpowiedzieć sobie nie potrafię, jednak ciągle szukam odpowiedzi, a raczej zrozumienia, bo nie zamierzam zmieniać porządku świata, niech tylko ktoś to wytłumaczy... Teraz wracają do zasad kościoła, brnąc już w te najbardziej dla mnie nie zrozumiałe. Interesują mnie postulaty, które nie dotyczą wartości etycznych, są nimi np. "Pamiętaj abyś dzień święty święcił" oraz niemal wszystkie "przykazania kościelne", brakuje w nich jakiejkolwiek logiki, głoszą one jakby jakieś ustalenia, które nie mają podbudowy. Wiec dlaczego niby mam pościć tego, a nie innego dnia?! Ostatecznie dlaczego ich nie spełniając również popełniam grzech i nie zasługuje na to wymarzone życie wieczne?! A więc, krótko podsumowując moje rozważania, problemem wiary w boga jest kościół, czyli jakby nie sama treść tylko forma w jaką zostaje ona ubrana. Nie trudno więc o śmiałe stwierdzenie, że kościół to mafia albo jakaś sekta, która wykorzystując "wiarę ludzi w pozaziemskość", zbudowała na tym fundamenty i teraz prowadzi biznes: zbiera podatki w postaci jałmużny oraz ma władzę polityczną w postaci, autorytetu, jest niby pośrednikiem między bogiem a ziemią. To tyle...
Chciałbym jeszcze poruszyć dwie kwestie trochę tłumaczące niektóre fakty wyżej wymienione, wprowadzając małe FAQ.
- Dlaczego religia jest tak dobrze rozwinięta w Polsce? Po pierwsze, mamy, jak już wspomniałem niesamowicie niewykształcone społeczeństwo, inteligencja stanowi najmniejszą grupę, po drugie, aspekty historyczne, jak przemiany ustrojowe w PRL i niezgoda ówczesnej władzy na związki zjednoczeniowe, postawiły kościół jako jedyną grupę, która była do tego zdolna. Warto zauważyć, że jesteśmy trzecim krajem o największej liczbie wierzących i stanowimy, jedyny taki punkt w Europie?! Hmmm... czyżby inne kraje nie chciały pójść do nieba? http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/0/03/Atheists_Agnostics_Zuckerman_pl.svg Najbardziej niewierzące są kraje najbardziej rozwinięte, dlaczego?!
- Jaka jest pzyszłość kościoła? Moim zdaniem, niedługo to wszystko upadnie... po pierwsze kościół nie radzi sobie z wynalazkami i odkryciami, które często podważają jego ustalenia. Po drugie, kraje najbardziej rozwijające się mają stosunkowo dużo ludzi inteligetnych, którzy są w stanie podważyć jego założenia i samemu walczyć z formą. Po trzecie chciałbym zauważyć, że okresowe sinusoidalna zmiana epok z materialnych na duchowe ciągle maleje z przewagą w stronę materialnych... W tych ostatnich epokach światopogląd diametralnie zmienił się z duchowych na emocjonalne (np. Młoda Polska, Romantyzm...)
Chciałbym jeszcze poruszyć dwie kwestie trochę tłumaczące niektóre fakty wyżej wymienione, wprowadzając małe FAQ.
- Dlaczego religia jest tak dobrze rozwinięta w Polsce? Po pierwsze, mamy, jak już wspomniałem niesamowicie niewykształcone społeczeństwo, inteligencja stanowi najmniejszą grupę, po drugie, aspekty historyczne, jak przemiany ustrojowe w PRL i niezgoda ówczesnej władzy na związki zjednoczeniowe, postawiły kościół jako jedyną grupę, która była do tego zdolna. Warto zauważyć, że jesteśmy trzecim krajem o największej liczbie wierzących i stanowimy, jedyny taki punkt w Europie?! Hmmm... czyżby inne kraje nie chciały pójść do nieba? http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/0/03/Atheists_Agnostics_Zuckerman_pl.svg Najbardziej niewierzące są kraje najbardziej rozwinięte, dlaczego?!
- Jaka jest pzyszłość kościoła? Moim zdaniem, niedługo to wszystko upadnie... po pierwsze kościół nie radzi sobie z wynalazkami i odkryciami, które często podważają jego ustalenia. Po drugie, kraje najbardziej rozwijające się mają stosunkowo dużo ludzi inteligetnych, którzy są w stanie podważyć jego założenia i samemu walczyć z formą. Po trzecie chciałbym zauważyć, że okresowe sinusoidalna zmiana epok z materialnych na duchowe ciągle maleje z przewagą w stronę materialnych... W tych ostatnich epokach światopogląd diametralnie zmienił się z duchowych na emocjonalne (np. Młoda Polska, Romantyzm...)
Saturday, April 04, 2009
Istnienie, Bóg, a normy etyczne.
Dziś, dnia czwartego kwietnia, obudziłem się z lekkim kacem. Myślę, że warto było. Kac to u mnie klasyk, dopada zawsze rano, o ile dobrze rozumiem słowo kac, bo czym to przecież jest. Nie mogę jednoznacznie stwierdzić czegoś co nie jest w odpowiednio głęboki sposób wyjaśnione lub nie ma punktu odniesienia. Tak samo jak to czym jest słowo "bóg".
Nie przypadkowo piszę "kac", cały ten refleksyjno-filozoficzny tekst powstaje, gdyż wczoraj po spożyciu znacznej ilości alkoholu przyszły chęci na poważne tematy. Teraz z kolei spróbuje przynajmniej w minimalnym stopniu zdać relację z wczoraj.
Do rzeczy... od wieków naukowcy zastanawiali się nad przyczyną powstania wszechświata, świata, człowieka... Istniały różne teorię, z czasem powstały coraz to nowsze. Teraz stoimy na płaszczyźnie, w której to często filozoficzne i naukowe teorie zaprzeczają samemu sobie i powstaje jeden wielki miszmasz. Co z tego wyciągnąć dla siebie? Wnioskiem może być prawda płynąca z tego całego burdelu: "Człowiek to wszystko wymyślił". A jak wiemy człowiek jest istotą omylną. Co więc się stanie kiedy raz nieświadomie myląc się, próbujemy dalej tworzyć spójny ciąg logiczny? Tkwimy cały czas w błędzie, wciąż go powielając, a ewentualne niedociągnięcia zaokrąglamy tak jak nam wygodnie. Mało tego, gdy nasz tok rozumowania jest na zbyt skomplikowany, że nie każdy jest w stanie wystarczająco dobrze go zrozumieć, jaką mamy gwarancje że ktoś nas skoryguje? Albert Einstein na pytanie czy jest ktoś oprócz niego kto rozumie teorie względności, stwierdził ze sam jej dobrze nie rozumie. Nie zależnie tego co odpowiedział, większość go nie rozuma ie, jak więc może ktoś zbadać jego poprawność?! Takich prostych przykładów jest cała masa, każdy z nas coś podobnego wymyśli. Czy istnieje zatem jakiś punkt podparcia od którego można wysnuwać właściwe wnioski? Gdzie jest początek prawdy? Kto zapoczątkował życie? Jak to jest, że myślimy, czujemy? Transcendentna siła, uważana jest przez chrześcijan za stwórcę, zwie się bogiem. Ale chwila, a skąd się wzięła ta siła? I co było przed tym co stworzyło to co ją stworzyło. Podobne pytania kierować można do astronomicznej teorii powstania wrzechświata... wielki wybuch? Skąd na to energia i co wybuchło, bo jeśli coś wybuchło to znaczy ze już wcześniej było. Wszystko to zmierza do jednego, jeżeli się nie da tego wytłumaczyć to może przyjąć, że wszystko jest cykliczne? Czyżby teraz więcej rzeczy miało sens?
Jednak Bóg dla wielu to gruby facet z wąsem, wieżą oni bez żadnego przekonania. Zapytasz staruszkę czy wieży w boga i dlaczego to nazwie cie antychrystem i powie że głupie pytania zadaje. Ludzie idą zwykle tam gdzie inni ludzie, obowiązkowo odprawiając wszystkie nabożeństwa, tworząc sobie pewne dogmaty, które są wszak przypisane przez boga. Pojęcie bóg wydaje się być nadużywane. Zauważmy, że nie wiemy tak naprawdę co to jest.
Dla mnie ową siłą jest dobro. Jest to zupełny antonim zła, a przecież zło zwykle jest synonimem do ograniczania wolności drugiego człowieka. To jest właśnie pewnien punkt zaczepienia. Każdy człowiek powinien być wolny o ile nie ogranicza wolności drugiego człowieka. Dobro, z kolei nie ogranicza wolności, a daje ludziom miłość i uczucia, a to właśnie uczucia tworzą człowieka człowiekiem. Może to właśnie miłością, dobrem czy wolnością jest bóg? Czy wierząc w w miłość, dobro i wolność, wierzę w boga i czy doznam jakiegoś rajskiego życia pozaziemskiego, jeżeli nie obrządkuje, a wyznaje podstawowe prawa moralne i etyczne?
Reszta zostawiam wam.
P.S. Zmieniłem layout, tytuł i usunąłem archiwa. Reinkarnacja bloga. Częściej niż zwykle pisać nie zamierzam, jednak pozostane przy filozoficznych tematach.
Nie przypadkowo piszę "kac", cały ten refleksyjno-filozoficzny tekst powstaje, gdyż wczoraj po spożyciu znacznej ilości alkoholu przyszły chęci na poważne tematy. Teraz z kolei spróbuje przynajmniej w minimalnym stopniu zdać relację z wczoraj.
Do rzeczy... od wieków naukowcy zastanawiali się nad przyczyną powstania wszechświata, świata, człowieka... Istniały różne teorię, z czasem powstały coraz to nowsze. Teraz stoimy na płaszczyźnie, w której to często filozoficzne i naukowe teorie zaprzeczają samemu sobie i powstaje jeden wielki miszmasz. Co z tego wyciągnąć dla siebie? Wnioskiem może być prawda płynąca z tego całego burdelu: "Człowiek to wszystko wymyślił". A jak wiemy człowiek jest istotą omylną. Co więc się stanie kiedy raz nieświadomie myląc się, próbujemy dalej tworzyć spójny ciąg logiczny? Tkwimy cały czas w błędzie, wciąż go powielając, a ewentualne niedociągnięcia zaokrąglamy tak jak nam wygodnie. Mało tego, gdy nasz tok rozumowania jest na zbyt skomplikowany, że nie każdy jest w stanie wystarczająco dobrze go zrozumieć, jaką mamy gwarancje że ktoś nas skoryguje? Albert Einstein na pytanie czy jest ktoś oprócz niego kto rozumie teorie względności, stwierdził ze sam jej dobrze nie rozumie. Nie zależnie tego co odpowiedział, większość go nie rozuma ie, jak więc może ktoś zbadać jego poprawność?! Takich prostych przykładów jest cała masa, każdy z nas coś podobnego wymyśli. Czy istnieje zatem jakiś punkt podparcia od którego można wysnuwać właściwe wnioski? Gdzie jest początek prawdy? Kto zapoczątkował życie? Jak to jest, że myślimy, czujemy? Transcendentna siła, uważana jest przez chrześcijan za stwórcę, zwie się bogiem. Ale chwila, a skąd się wzięła ta siła? I co było przed tym co stworzyło to co ją stworzyło. Podobne pytania kierować można do astronomicznej teorii powstania wrzechświata... wielki wybuch? Skąd na to energia i co wybuchło, bo jeśli coś wybuchło to znaczy ze już wcześniej było. Wszystko to zmierza do jednego, jeżeli się nie da tego wytłumaczyć to może przyjąć, że wszystko jest cykliczne? Czyżby teraz więcej rzeczy miało sens?
Jednak Bóg dla wielu to gruby facet z wąsem, wieżą oni bez żadnego przekonania. Zapytasz staruszkę czy wieży w boga i dlaczego to nazwie cie antychrystem i powie że głupie pytania zadaje. Ludzie idą zwykle tam gdzie inni ludzie, obowiązkowo odprawiając wszystkie nabożeństwa, tworząc sobie pewne dogmaty, które są wszak przypisane przez boga. Pojęcie bóg wydaje się być nadużywane. Zauważmy, że nie wiemy tak naprawdę co to jest.
Dla mnie ową siłą jest dobro. Jest to zupełny antonim zła, a przecież zło zwykle jest synonimem do ograniczania wolności drugiego człowieka. To jest właśnie pewnien punkt zaczepienia. Każdy człowiek powinien być wolny o ile nie ogranicza wolności drugiego człowieka. Dobro, z kolei nie ogranicza wolności, a daje ludziom miłość i uczucia, a to właśnie uczucia tworzą człowieka człowiekiem. Może to właśnie miłością, dobrem czy wolnością jest bóg? Czy wierząc w w miłość, dobro i wolność, wierzę w boga i czy doznam jakiegoś rajskiego życia pozaziemskiego, jeżeli nie obrządkuje, a wyznaje podstawowe prawa moralne i etyczne?
Reszta zostawiam wam.
P.S. Zmieniłem layout, tytuł i usunąłem archiwa. Reinkarnacja bloga. Częściej niż zwykle pisać nie zamierzam, jednak pozostane przy filozoficznych tematach.
Subscribe to:
Posts (Atom)